wtorek, 25 maja 2010

40 - katastrofka

Mała katastrofa.

Rozwaliłam sobie bark. Jutro biegnę po stabilizator, na razie zaimprowizowałam temblak.
A tu przyczyna katastrofki:

Zwierzątko moje ukochane, ostatnio w fazie frenetycznego przytulania się, równie frenetycznie podcięło mi wczoraj nogi. Z łapami w kieszeniach - nie zdążyłam ich wyjąć, by się podeprzeć i zamortyzować upadek, starając się nie upaść na psa, by go nie zmiażdżyć, wywinęłam się jakoś dziwnie i z całym impetem runęłam na bark.

Bark nie wytrzymał.

Robótek chyba na razie nie będzie... Chociaż może za kilka dni będzie lepiej?...

niedziela, 16 maja 2010

39 - do przodu

Obrzydliwie jest.

Uwielbiam temperatury poniżej 20 stopni, lubię nawet deszcz... ale wszystko ma swoje granice. Cały dzień dzisiaj szaleje tak straszliwa ulewa, że aż szkoda mówić. Zimno. Obrzydliwie.

Z tego zimna wyciągnęłam z kosza coś, co przyszło do mnie już dawno temu. Pampas mianowicie. Zdjęcie nie pokazuje, jakie to jest śliczne. Kolor określony jako antracyt, ja bym powiedziała grafit, włóczka gruba, miękka, ciepła... Cudowna!
Stwierdzam, że na zdjęciu cudowności niestety nie widać.
Wywlokłam z kosza i na tym się skończyło. Pampas żąda drutów co najmniej 12, najgrubsze mam nr 10. Zrobiłam próbkę, ale nie, poczekam na te dwunastki. Z niecierpliwością poczekam, bo włóczka taka, że aż się przytulać do niej chce... :)

Z kosza mruga do mnie zachęcająco Noro; drugie Noro zamówione kiedyś dzięki uprzejmości Przemka i Myszopticy. Mruga, ale oczekuje najwyraźniej wydłubania czapki. Ciepłej. I rękawiczek. No i nie wiem...

Kontrastowo powstaje także fikuśna i delikatna czapeczka w kolorze nasyconej czerwieni. Na razie jest sam obwód.

Czapeczka nie jest dla mnie, ale strasznie mi się podoba i gdyby nie fakt, ze w czapkach ogólnie wyglądam jak duży grzyb, zrobiłabym sobie taką samą.

Haruni rośnie, ale tak spokojnie... Pewnie dlatego, ze coś, co nazwane zostało w schemacie "Chart B" jakoś do mnie nie przemawia, a z każdym rzędem niebezpiecznie się do tego zbliżam... :)

niedziela, 9 maja 2010

38 - nadmiar

Kiedyś dostałam w prezencie taką wielką szpulę mohairu. Nawinięty na cewkę, ogromny kłąb leżał sobie spokojnie w koszyku. Ponieważ ostatnio nie ciągnęło mnie za bardzo do robótek, za to zwijanie włóczki w kłębki sprawiało mi dziwną przyjemność, wykończyłam kłąb - i okazało się, ze jest go straszliwie dużo.
Tu są kłębki, które mi zostały, bo kilka już oddalam w dobre ręce, a z jednego zaczęłam dzisiaj coś leniwie dziergać:

Nie mam wagi, więc nie umiem określić, ile tego jest. Kłębki mają po ok. 7 - 10 cm średnicy.
Jeśli ktoś chciałby, chętnie oddam z 5. Chętnych proszę o maila. Nie sądzę, zeby ta włóczka była na tyle atrakcyjna, by wykorzystać ją np. na candy, dlatego też wolę taką formę oddawania :)

A tu kawałeczek robótki z tegoż mohairu - jest to mały wstęp do większej całości, którą ma być Haruni :)


Jeszcze się tak zastanawiam... Są kobiety, które noszą szal czy chustę z królewską godnością, nic im nie zwisa, nie spada, widać urodę tego dodatku i ogólnie pięknie jest. Natomiast ja... Ech. Chciałam wczoraj znów ponosić brudnoróżowy szal i co się z nim naszarpałam, to moje. Efekt był taki, ze zwisał mi z szyi jak zmięty sznurek lub też w całej okazałości spadał na ziemię. A ja tak lubię szale i chusty!


UPDATE: Kłębki już poszły w dobre ręce :)

środa, 5 maja 2010

37 - żyję

Żyję.

Nie umiem określić, co się ze mną działo przez te półtora miesiąca. Złapałam jakiegoś doła, który objawiał się między innymi tym, ze nic mnie nie cieszyło. Robótki też nie. Owszem, powstało kilka rzeczy - bo musiały być zrobione - ale jakoś tak jakby z przymusu. I nadal mnie to trzyma, nie mam ani pomysłu na robótkę, ani nawet chęci...


Dobra. Dość mękolenia. Co potworzyłam przez tych kilka tygodni? Niewiele:

1. Brudnoróżowy szal.
Szal miał nawet swoje wielkie wyjście na mnie. I trwało to jakieś 10 minut. Nie umiem go nosić! Brzydko mi się układa, spada, nie widać wzoru... szkoda! Bo jak leży, to mi się podoba :).

2. Bolerko - a raczej krótka bluzeczka z nieśmiertelnymi ananasami:

3. Szybka czapeczka:

4 i 5. Rzeczy bez zdjęć - Eliina Shawl w kolorze czarnym dla odmiany (wydarta mi z rąk przez nową właścicielkę) i nieszczęsny czerwony szal - kiedyś spruty. I ewidentnie powinien pozostać w tej postaci. Jakiś pechowy ten szal. To znaczy w sumie jemu nic nie jest, tylko mnie przytłacza (wielki jest).
Muszę coś z nim zrobić.


Podłubałabym coś, ale nie mam pomysłu...